Walentynki w czasie zmienionych ról społecznych. Mój kolega jest "kogutem domowym".


W dzisiejszych czasach znacznie pozmieniały się role społeczne. Kobiety są dużo bardziej lesbijskie niż kiedyś, dużo bardziej wyzwolone, dużo bardziej zamknięte w swojej własnej grupie samiczej. Są też oczywiście- nadal - jakieś kobiety stłamszone, zahukane, poddane mężczyznom, ale nie wiem czy w tych czasach - zahukane i poddane mężczyznom kobiety są aby jeszcze pożądanymi partiami. Myślę że w dzisiejszych czasach mężczyźni wolą kobiety bardziej dominujące, silne i władcze. 

Efekt pandemii
Pandemia spowodowała że wiele środowisk pozamykało się w grupach samczych lub samiczych. Ot, kumple się odwiedzają na chacie, ale to są raczej sami faceci. Koleżanki nasze także najczęściej się spotykają w paczkach samych samic. Mam takie wrażenie pozamykania się ludzi w małych grupkach.

Zamiana ról
Wczoraj rozmawiałem z moim kumplem na temat mody- on się ładniej ode mnie ubiera. Urodził się w 1990 roku. Mimo że jest mężczyzną i nie jest homo ani trans, nosi damską tunikę (tunika ma wydłużony krój względem tiszerta). Jego ciuchy są całe podarte, włącznie z ową tuniką. To nie jest tak że ja ktoś nosi damski tiszert to jest to coś nieodpowiedniego dla mężczyzny. Ot, moda się zmieniła, a on się ubiera po prostu na czasie. Aby mu zimą nie było zimno w dziurawych ubraniach (jego tunika jak i spodnie są podarte), nosi pod spodem bieliznę termoaktywną. 

Duże dzieci mają dzieci
Mój kumpel ma syna, dziecko, ale w jakiejś mierze on sam jeszcze jest zupełnym 30-letnim dzieckiem. Większość czasu z nim spędzanego to różne zabawy, niczym z dużymi dziećmi. Oczywiście, te zabawy mają już o wiele bardziej zaawansowany poziom, np. we frisbee koleś wymiata. Gra w kalambury z nim to pokazywanie haseł skrajnie trudnych, w stylu "zadufany karmelita" albo "zbeszczeszczony pastorał". Są to jakby dziecięce zabawy podciągnięte do poziomu profesjonalnego, a on sam jest "kidultem", "dużym dzieckiem",  dorosłym dzieckiem jakich teraz jest pełno. Nie ma się co dziwić że twarzy wygląda na 16 lat a nie na ponad 30 (jakie ma w papierach).

Inny kolega ma półkach ma kolekcję misiów (takich misiów z bajek "nie dla dzieci" np. Southpark). Odwiedziny go to gra w różne gry, nawet w klocki z których budujemy wieżę (co nie jest proste). Ogólnie nadal wiele z moich znajomych i kumpli bawi się całymi godzinami w róźne gry, niczym wielkie dzieci. Niektórzy z nich grają za pieniądze, grając za pieniądze postaciami należącymi do innych graczy (pokonuje poziomy gry za nich). Ich tryb życia jest dwudniowy- grają na kompie przez 2 dni z rzędu, i idą spać na około kilkanaście godzin. 

Czy to dziecko, czy dorosły?
Idziesz na skatepark i nie wiesz, to to coś w tiulowej sukience to nastoletnia otyła dziewczynka, czy też dorosła kobieta około 30 lat. Styl ubioru jest coraz częściej taki sam o 30-latka jak u 10-latka. Nie wiesz, czy wielki koleś, większy od ciebie znacznie, to otyłe, masakrycznie przerośnięte bo wychowane na hormonach z mięsa-  dziecko w wieku lat 13-nastu, czy też ktoś dorosły. Baby face, twarz jak u dziecka, to cecha wielu 20-to - 30-to latków  wychowanych w bezstresowym życiu. Po ich twarzy nie powiesz, czy mają 15 czy 45 lat, bo tego nie widać także dzięki substancjom odurzającym jakie te osoby konsumują. Palenie trawy jakby usuwa zmarszczki, powoduje że nie masz śladu stresu na twarzy. 

40-latki ze straconego pokolenia
Ciężko z takim młodszym wyluzowanym pokoleniem konkurować o te same kobiety (dzisiejsi 40-latkowie muszą konkurować z 30- latkami wychowanymi w dużo lepszych czasach). Obecni 30-latkowie mieli lepiej. Ja wychowywałem się bawiąc się materiałami budowlanymi z braku innych zabawek. Nie miałem w dzieciństwie tylu więzi społecznych co oni. Moje przedszkole było bardzo słabe. Wiele z zabawek jakie dzisiaj są masowo dostępne- nigdy jako dziecko nie miałem. Dopiero jako dorosły mogę się najeździć na hulajnodze wyczynowej i spóbować sił n skejtparku (z braku innych opcji sportu robiłem fristajlowy scooting w czasach pandemii). Jak byłem mały, podobno miałem składany rower, ale nic nie pamiętam poza tym że ciągle pękał gdy na nim skakałem po lesie, i trzeba było spawać ramę. Dziś oglądam dziecko sąsiada skaczące na cacku do downhillu za jakieś 30 tysięcy złotych. Musiałem też pracować jako dziecko. Polskie wychowanie czasów kryzysu sprawiło że miałem względnie mało dzieciństwa. 

Gdy porównuję się z obecnymi 30-latkami urodzonymi w latach 90-tych, mam dziwne wrażenie bycia straconym pokoleniem. Rozmawiam z kolegami z mojego rocznika- oni mówią że zapłaciliśmy ogromną cenę dojrzewając w transformacji. Nasze dzieciństwo przypadło na największe apogeum kryzysu gospodarczego. Pamiętam że jako dziecko raz kupiłem lody pistacjowe- jeden, jedyny raz w życiu, i byłem przekonany że nazwa "pistacjowe" pochodzi od tego że lody sprzedawano koło stacji (pistacje= przy stacji kolejowej). Nigdy bowiem w całym dzieciństwie nawet nie słyszałem o pistacjach. 

Swoje życie zmieniłem samemu. Jak miałem lat naście, przeniosłem się do gimnazjum na niemiecką stronę granicy, po czym przez długi czas musiałem się tam leczyć z polonocentryzmu jaki mi wpojono po polskiej stronie granicy. Dostałem rządowe niemieckie Kindergeld do ręki, przy czym szkoła odciągała za internat, bilet autobusowy i obiady w stołówce.  Pamiętam że kieszonkowe było tak obfite że kupowałem sobie ciuchy jakie chciałem, mogłem sobie nawet baki kupić jako szczyl, stać mnie było (dzięki rządowym dotacjom, jakby nie było)  by jako nastolatek jarać zioło.

Myślę że tą decyzja i tak zrobiłem - co mogłem najlepszego dla siebie- jako szczeniak, nastolatek. Miałem lepszy start w życiu. Mieszkając po stronie niemieckiej - chodziłem tam do świetlic, rodzajów "klubów la nastolatków"- gdzie stały bębny na których sobie graliśmy, były różne zabawki w rodzaju diabolo czy rzeczy do żonglowania.  Tamte nastolatki już wówczas były strasznie sprytne. Gdybym nie zdecydował się na opuszczenie rodzinnego domu już niejako nastolatek, być może byłbym jednym z wielu typowych polskich 40-latków.  

Mała liczba udanych relacji, związków
Dzisiaj po latach spoglądam dookoła siebie i widzę że osób, które mają udane związki, nie jest wiele, ot, ledwie może z 20 % w moim otoczeniu ma jakieś udane relacje, związki. W moim otoczeniu ostatnio rozpadły się dwa związki. Ostatni powód rozpadu związku z wczoraj- że jedna ze stron w związki była zbyt bardzo egoistyczna. Że ludzie dzisiejsi są bardziej przywykli do życia w pojedynkę i że są wobec siebie bardzo wymagający. Że ludzie- nawet jak już się zejdą i chcą być razem, to za bardzo już nie potrafią. Wytykają jedni nazwajem sobie swoje liczne wady. 

Że nie tolerują u innych drobnych defektów. Raz pamiętam- siedzieliśmy jako paczka znajomych na jakiejś imprezie mocno już zblazowani. Wtem ktoś wywalił że jesteśmy wobec siebie zbyt wymagający, że drobne nawet wady nie są tolerowane, że ludzie szukają jako partnera dla siebie kogoś idealnego, co nie jest zbytnio możliwe. Przez to pozostaniecie sami bo macie wobec siebie nawzajem zbyt wysokie wymagania- tłumaczył nam.

Żyć z kimś innym
Myślę że około połowy swojego życia mieszkałem z innymi osobami w jednym i tym samym pokoju. Jestem przywykły do tego że nie masz prywatności nawet na dnie twojej szafy. Z internatu pamiętam że nawet jak chcesz się masturbować mieszkając w internacie, to praktycznie nie ma szansy to zrobić tak aby nikt z otoczenia się nie skapnął, czyli de facto nie masz żadnej prywatności nawet pod kołdrą w łóżku. Mieszkałem jakiś czas w pokoju w internacie- jednym- razem z kilkoma kolegami. Po jakimś czasie nauczyłem się, że nie ma czegoś takiego jak sfera prywatna, że mieszkając z kimś na jednej małej przestrzeni- trzeba zgodzić się z tym że ktoś "pozna nasze sekrety". 

Czy można się zapdejtować?
Samemu się teraz apdejtuję, niemniej mając poczucie życia w czasach gdy postęp jest zbyt szybki by za nim nadążyć (moim zdaniem, z mojej perspektywy 40-latka, już nastąpił okres singularity, osobliwości technologicznej, za którą po prostu nie nadążam). Zaskakują mnie nowe sieci społecznościowe (u kumpla wczoraj oglądąłem jak wygląda twich i discord, pokazywano mi porównania komunikatorów- które z nich oferują bezpieczeństwo danych). 

Niemniej żyję bardzo mocno odcięty od Internetu. Nie chcę dać się zalać morzem informacji. Podobnie jak moi znajomi, praktycznie przestałem konsumować codzienne njusy, codzienne wiadomości które po jakimś czasie zaczęły mi się zlewać w jedną wielką papkę. Zacząłem dbać o higienę informacji. Porzuciłem Internet na rzecz tradycyjnych relacji twarzą w twarz.

W tym wszystkim z trudem znajduję czas na miłostki. W ostatnich 3 tygodniach może z kilka razy byłem na długich samotnych spacerach z płcią przeciwną. Dawno już nie byłem w związku. Gdy w tych związkach przez chwilę byłem, okazywałem się nagle kogutem domowym, który przy wyrazistej, silnej i dominującej kobiecie -pierze, gotuje, sprząta (zamiana ról). Było to niejako automatyczne: jem czy brudzę tyle rzeczy, że przy kobiecie zajętej samej sobą, po prostu musiałem wykonać te czynności, a skoro gotuję dla siebie, to mogę równie dobrze ugotować coś dla kilku innych kobiet, które same rzadko coś gotują.  

Związek w jakim byłem okazywał się nie tyle żadną pomocą, co po prostu dodatkowym kompletem obowiązków dla chętnego na koguta domowego. W czasach gdy kobiety pracują, na mężczyznę spada sporo obowiązków. Po sąsiadach widzę moich kumpli w roli domowych kogutów. Mimo to im zazdroszczę- samemu mieszkać jest bardzo ciężko. Rola koguta domowego to cena jaką mężczyzna płaci za bycie o boku kobiety samodzielnej, wyzwolonej. Jak ktoś chce u swojego boku kobiety pewnej siebie, niech jej pierze, gotuje, robi zakupy etc. Mam wrażenie że tak to teraz w moim środowisku społecznym wygląda. 

Adam Fularz  


--


Adam Fularz, manager Radiotelewizji

RTVP OPÉRA www.opera.rtvp.pl

Prezes Zarządu, WIECZORNA.PL SP Z O. O.,ul. Dolina Zielona 24A,   65-154 Zielona Góra



Komentarze

Popularne posty